Autor opisuje od podszewki „swój” sklep na warszawskiej Ochocie,
Spółdzielnię Hale Banacha (SHB). Opisuje pierwsze dni Spółdzielni, a
więc „handel kartkowy” i niezwykłe sposoby zdobywania deficytowego
towaru, przywraca na pamięć „naloty” Państwowej Inspekcji Handlowej i
budującą solidarność spółdzielczej rodziny. Jest nawet „love story”,
czyli historia Ewy i Waldka, którzy poznali się na „przemysłowej” i od
kilkunastu lat są szczęśliwym małżeństwem.
-
Powstaliśmy w ramach wszechobecnego kiedyś w kraju i w stolicy „Społem”. Niewątpliwie bogate tradycje i doświadczenie spółdzielczości warszawskiej, jej związki z solidnymi dystrybutorami i z producentami umożliwiały, nawet w „gospodarce niedoborów”, wyjście do klienta z lepszą od innych ofertą. To nasi, dziś często już wiekowi klienci, pamiętają i są nam wierni. Oni wciąż u nas kupują, kupują ich dzieci i wnuki. Można powiedzieć, że staliśmy się wielkim sklepem wielopokoleniowym! - mówi prezes SHB, Józef Idzikowski.
-
To są spółdzielcy spod znaku wybitnego polskiego matematyka, Stefana Banacha... To też zobowiązuje. Warto przypomnieć jego słowa: „Matematyka jest najpiękniejszym tworem ducha ludzkiego. Tylko państwa, które pielęgnują matematykę, mogą być silne i potężne”. Nie mogę nie podziękować za wyjątkowo prospołeczną postawę spółdzielców. Nigdy nie trzeba ich prosić o pomoc dla potrzebujących. To jest spółdzielnia z misją pomagania ludziom - mówi Burmistrz Ochoty, Wojciech Maurycy Komorowski.
Na koniec fragment recenzji, jednego z klientów... Generała Dywizji (rez.) dr Roman Polko: -
Wiele razy miałem okazję czytać, jeszcze w rękopisie, książki redaktora Ryszarda Bilskiego, porucznika rezerwy, korespondenta wojennego „Rzeczpospolitej” na Bałkanach. Bilski był zawsze tam, gdzie działy się ważne rzeczy. Najczęściej spotykaliśmy się właśnie na Bałkanach. Dziś, już jako emeryt, autor stara się postępować tak samo. Tym razem dostałem do przeczytania laptopis zupełnie innej tematycznie książkę. I można by powiedzieć: czym tu zainteresować Czytelnika opisując trzydziestoletnią historię sklepu? Co innego — powiedzmy — wojna trzydziestoletnia. Tymczasem autor — swoim starym dobrym zwyczajem — nie zagrzebał się w archiwach, lecz starał się dotrzeć do ludzi, do pracowników, którzy tą spółdzielnię zawiązywali, którzy wiele ryzykowali rzucając się na głębokie i, niestety, mętne wody polskiej gospodarki początku lat osiemdziesiątych. Gospodarki niedoborów. Brakowało wtedy wszystkiego, ale u „Banacha” matki mogły kupić nawet deficytowe, „kartkowe” odżywki dla dzieci, i to bez kartek. Jak oni to robili? Jak zdobywali towar reglamentowany i pilnowany przez „ministra kartkowego”? No właśnie, Bilski o to pyta i uzyskuje odpowiedź. Nie tylko zresztą na to pytanie. Spółdzielcy narażali się często na... spotkanie z panem prokuratorem. Wybraniał ich, gotów pewnie odsiadywać wyroki razem ze swoimi pracownikami, wyjątkowy, chciałoby się powiedzieć, dowódca... wyjątkowy Prezes, o cechach i manierach przedwojennego solidnego kupca. Po lekturze tej książki będę pewnie jeszcze częściej odwiedzał tę niezwykłą Spółdzielnię przy Grójeckiej. Tym bardziej, że można tam kupić doskonałe, „aksamitne” wina z surowca pochodzącego z wyjątkowo nasłonecznionych winnic Republiki Macedonii, którą miałem okazję poznać bliżej pełniąc służbę w misjach pokojowych, także w tym rejonie Bałkanów.
Portal
Galeriehandlowe.pl został jednym ze sponsorów medialnych tego wydawnictwa. Już niebawem ogłosimy konkurs, w którym do wygrania będą książki Ryszarda Bilskiego pt. „Trzydzieści lat minęło...”
Tagi:
