Shopping malle na Florydzie robią, co mogą, by nie przegrać z internetem. Jedne stawiają na nietypowych najemców, takich jak... kościół, który zapewni ruch w niedzielę. Inni dbają, by wydarzenia odbywające się w galerii dobrze wyglądały na Instagramie.
Okazuje się, że coraz więcej osób zwraca uwagę na to, czy dane wydarzenie dobrze prezentuje się w mediach społecznościowych. Jedzenie czy zakupy można zamówić do domu, a żeby odbyć trening czy zobaczyć nowy film wcale nie trzeba opuszczać własnego salonu. Dlatego klienci chętnie odwiedzają galerie handlowe tylko wtedy, gdy można później odpowiednio zaprezentować to w mediach społecznościowych. Przykład takich imprez to te z dekoracjami z żywych kwiatów, możliwość przejścia metamorfozy czy nietypowe doświadczenia kulinarne jak japońska ceremonia herbaty czy pokaz cukierniczy.
Inny pomysł to uwzględnianie wśród najemców tych, którzy zapewnią gwarantowany ruch. Stąd planowane na początek roku przez Indian River Mall otwarcie kościoła. Zarządcy galerii tłumaczą, że interesujących najemców jest coraz trudniej przyciągnąć, a kościół sprawi, że całe rodziny będą obecne w centrum przynajmniej w niedzielę.
Amerykańskie galerie handlowe kiedyś były centrami dla lokalnych społeczności i głównym miejscem, w którym robiono zakupy. Zmieniło się to głównie za sprawą internetu – w ciągu ostatnich sześciu lat sam Amazon zarejestrował wzrost wartości sprzedaży z 16 mln do 80 mln dolarów. Kilka dekad wcześniej wraz z boomem budowlanym shopping malli przybywało dwa razy szybciej, niż mieszkańców amerykańskich miast i miasteczek – tak wynika z raportu Global Retail & Technology. Dziś ten nadmiar przestrzeni handlowej w USA jest szczególnie dotkliwy.
Obecnie na mieszkańca Europy przypada 0,2 m kw. powierzchni handlowej w galeriach, podczas gdy na Amerykanina ponad 2,5 m kw. Kreatywne podejście może być jedynym sposobem dla wielu takich miejsc w USA, by przetrwać.