Będąc w Simple miała Pani ugruntowaną pozycję i liczne grono klientek, teraz tworzy Pani zupełnie nowy projekt. Czy nowa marka sygnowana własnym nazwiskiem to duże wyzwanie?
W zasadzie widzę same plusy tworzenia nowej marki. Wyzwala to na pewno większą kreatywność. Zostawiając Simple, zostawiłam 80 000 stałych klientek, które, jakby nie było, kupowały ubrania, jakie wymyślałam. Myślę jednak, że jeżeli przez dwadzieścia lat udawało mi się dotrzeć do ogromnego grona klientów, to nie jest to tylko siła marki, ale również coś specjalnego, co w tych ubraniach dostrzegały i mam nadzieję, że teraz znajdą to u mnie.
Jaka jest zatem kobieta, która zakłada ubrania Lidii Kality?
Zawsze to kobieta taka jak ja, kobieta, która żyje w dużym mieście, która ma dużo ról do spełnienia, matka, żona, która pracuje zawodowo i realizuje się. Chciałabym, żeby to była kobieta z pasją, twórcza i kreatywna. Kobieta, która lubi bawić się modą i czuje w sobie taką odwagę, żeby również dyktować trendy poprzez to, co nosi.
W świecie mody jest Pani obecna już od ponad 20 lat. Jak przez ten czas zmieniły się polskie ulice?
Zaczynałam karierę w czasie przemian po 90. roku. Kobiety wyszły wtedy z domów i zaczęły pracować w biurach i korporacjach. Nagle okazało się, że nie mają się w co do tej pracy ubrać. Przemiany społeczne odbywały się także w ich szafach. Na początku lat 90. nosiło się głównie dzianiny. Swetry i sukienki z przędzy zakładano nawet do pracy. Jednak gdy pojawiły się zagraniczne firmy, w których wymagany był dress code, pokazałam im, jak wyglądać dobrze i z klasą od rana do wieczora. Dałam polskim kobietom pewność siebie i styl. Był nawet pewien etap zachłyśnięcia się męskim stylem, męską szafą. Od paru lat widzę odwrót od tej tendencji – kobiety coraz chętniej sięgają po sukienki. Nie muszą już kryć się za pseudo męskim garniturem, by w ten sposób udowadniać w pracy swój profesjonalizm.
W pierwszych dniach lutego otwarty został pierwszy stacjonarny butik pod Pani nazwiskiem, a to dopiero początek planów rozwoju. Ilu nowych salonów możemy się spodziewać w 2014 roku?
W maju otworzyliśmy butik w galerii na warszawskim Mokotowie, na początku lipca w Klifie w Gdyni. Następne miejsca to galeria w Krakowie i Silesia City Center. Takie są najbliższe plany.
Klientki mogą już skorzystać nie tylko ze sklepu stacjonarnego, ale także ze sklepu on-line. Czy sądzi Pani, że to dobra forma sprzedaży ubrań? Nie można ich przecież dotknąć, przymierzyć?
Uważam, że to świetne rozwiązanie dla moich klientek spoza Warszawy. Sklep internetowy jak każdy sklep „musi żyć”, trzeba dbać o oprawę graficzną, często zmieniać banery zachęcające do zakupów (podobnie jak zmienia się wystawy w sklepach) bardzo ważna jest sprawna obsługa wysyłek, co zaświadcza o profesjonalizmie sklepu. O życiu sklepu świadczą też często wprowadzane i promowane nowości, co powoduje ciekawość klienta i częstsze odwiedzanie sklepu. I właśnie te wszystkie warunki spełnia mój e-sklep. Zainteresowanie butikiem online przerósł moje oczekiwania. Wciąż się rozwijamy. Właśnie uruchomiliśmy wysyłkę do Niemiec i szykują się kolejne kraje Unii Europejskiej…
Z okazji 15. urodzin Domu Mody Klif odbył się pierwszy pokaz Pani autorskiej kolekcji. Jak wrażenia?
To był mój pierwszy pokaz pod własnym nazwiskiem. Towarzyszyło temu wielkie podekscytowanie i szczęście, że wreszcie mogłam zaprezentować swoje nowe projekty na wybiegu i przed publicznością-klientami Domu Mody Klif. Na szczęście wszystko się udało, a moje propozycje spotkały się z ogromnym entuzjazmem odbiorców.
Tagi: