Przez 3 lata pełniła Pani funkcję prezes Deni Cler. W jaki sposób wykorzystała Pani to doświadczenie podczas budowania własnej marki?
Było ono kluczowe. Zrozumiałam, że moda jest mi bardzo bliska i wiele rzeczy przychodzi z naturalną łatwością. Czuję trendy, wiem z czego powinna składać się dobra kolekcja, rozumiem potrzeby klientek. Poza tym mam ponad dwudziestoletnie przygotowanie biznesowe i wiem, jak kierować firmą. Wyprowadziłam Deni Cler ze straty, którą miała w 2008, na pokaźny zysk w 2010. To byłoby niemożliwe bez doświadczenia biznesowego.
Który aspekt tworzenia marki najbardziej Panią interesuje? Czy jest to raczej obszar biznesowy, związany z zarządzaniem, czy też chętniej angażuje się Pani w kreatywne działania – współpracę przy projektach etc.?
Przede wszystkim zarządzam firmą. Jednocześnie angażuję się w tworzenie i produkcję kolekcji, bo jakość i design są dla mnie niezwykle ważne. Wszystkie działania w firmie mnie fascynują. Jestem we własnej spółce operacyjnym prezesem, dyrektorem zarządzającym i dyrektorem kreatywnym w jednym.
Z pewnością marka ma już stałe klientki?
Tak, stałymi klientkami jest już około 300 pań, ale ciągle rośniemy. W czerwcu tego roku wprowadziłam program lojalnościowy Klub Kossmann Concierge, którego najważniejszym celem jest pomoc w obszarze kreowania pozytywnego wizerunku. Wiele kobiet aktywnych zawodowo nie ma czasu szukać stylistek czy miejsca, gdzie można zrobić profesjonalny makijaż. Członkinie Klubu będą mogły korzystać ze wsparcia ekspertów na preferencyjnych warunkach. Do współpracy zaprosiłam również psychologów biznesu, trenerów osobistych, dietetyków i coachów. To wszystko po to, by dać mojej klientce kompleksową obsługę, by pomóc odzyskać balans wewnętrzny i sprawić, że jest szczęśliwa.
Czy Polki, Pani zdaniem, chętnie kupują ubrania w Internecie, czy też może wolą tradycyjne zakupy?
Powiem tylko, że ten kanał sprzedaży to przyszłość, również u mnie. Statystyki pokazują pozytywny trend rosnący, aczkolwiek kobiety chcą ubrań dotknąć i przymierzyć, dlatego trzeba mieć też sklepy stacjonarne.
Czy istnieje zagraniczna firma, którą mogłaby Pani porównać do swojej marki?
Tak, taka firma istnieje. To Boss, ale Kossmann kosztuje o połowę mniej. Przy tworzeniu mojej marki inspirowałam się natomiast Jil Sander. Uwielbiam jej minimalizm, którego była królową. Czystość formy i jakość wykonania – to wszystko mnie urzekło.
Czy myśli Pani również o ekspansji za granicę?
Tak, myślę, że może uda się to zrobić już w przyszłym roku. W kręgu moich zainteresowań znajdują się Szwajcaria, Niemcy i Belgia. To kraje, gdzie jest duża społeczność zamożnych, aktywnych zawodowo kobiet, które lubią minimalistyczną modę, a jednocześnie nie chcą wydawać na sukienkę 500 euro. U mnie sukienka kosztuje maksymalnie połowę tej kwoty. Patrzę również na Moskwę. Wystawiałam tam swoją markę na targach CPM Premium, a ostatnio zaproszono mnie do wejścia do GUM-u. Zastanawiam się nad tą propozycją. Wierzę głęboko, że marka Kossmann może z sukcesem zaistnieć na rynkach międzynarodowych, bo ma uniwersalną, dobrej jakości ofertę produktową dla kobiet aktywnych zawodowo z całego praktycznie świata.
Tagi: