Pani przygoda z modą rozpoczęła się ponad 20 lat temu. Co zadecydowało o tym, że dziś jest Pani jedną z najlepiej rozpoznawanych projektantek na świecie?
Przede wszystkim ciężka praca jest niewątpliwie wyznacznikiem każdego sukcesu. W moim przypadku duże znaczenie odegrali też współpracownicy. To dzięki ich pomocy i wsparciu, doświadczeniu i zaangażowaniu udało mi się stworzyć moje modowe imperium. Każdy z nas ma czasami chwile zwątpienia, słabości i potrzebuje oparcia w innych. Ja mam kilka zaufanych osób, na które zawsze mogę liczyć. Dzięki talentowi, pracy i determinacji, ale także pomocy i poświęceniu moich pracowników mogłam urzeczywistnić to co sobie wymarzyłam.
Ile biznesu, a ile mody jest w tym, co Pani robi?
Zawsze uwielbiałam nauki ścisłe. Nie obca mi jest matematyka, fizyka czy ekonomia. Rozumiem zasady działające na rynkach finansowych, jestem świadoma czym jest biznes. Wiem, że nie można tylko projektować, trzeba także znać potrzeby klienta, zapotrzebowanie na dany produkt, popyt na dobra luksusowe. Dzięki tej wiedzy łatwiej mi jest funkcjonować w branży. Moja praca to nie sztuka dla sztuki, ale także analizy finansowe, oceny ryzyka i planowanie. Oczywiście nie robię tego sama, ale staram się uczestniczyć również w tej materii funkcjonowania firmy.
Podróżując po świecie ma Pani okazję obserwować obowiązujące trendy w poszczególnych krajach. Z jakim opóźnieniem docierają one do Polski? Czy dużo brakuje nam do Francji czy Włoch, gdzie kreuje się modę?
Polki to kobiety sukcesu, silne i zaradne, które radzą sobie świetnie w różnych sytuacjach. Jesteśmy piękne, seksowne, bezpretensjonalne i co najważniejsze w pełni świadome własnych atutów. Nie boimy się eksperymentów i modowych szaleństw. To nie mit, że nasze rodaczki są podziwiane za urodę i styl na całym świecie. Nie jesteśmy już szarymi myszkami, ale odważnymi istotami, które pragną się wyróżniać. Styl Polek jest coraz lepszy, pełen barw, odważnych dodatków i oryginalnych motywów. Dziś polska ulica o wiele bardziej przypomina tę włoską czy francuską.
Część Pani kolekcji powstaje jednak we Włoszech. Zależy Pani na utożsamianiu się z Polską, czy etykieta polskiej marki to jedynie dodatek?
Mam zakład produkcyjny w Polsce, w którym powstaje większość moich kolekcji. Tutaj dysponuję zespołem najlepszych pracowników, z którymi współpracuję od lat i to daje mi wiele swobody w działaniu. Dzięki doświadczeniu i zaangażowaniu moich ludzi mam dużo mniej stresów i zawsze czuję, że wszystko jest zapięte na ostatni guzik.
W imponującym tempie przybywa na mapie Polski salonów pod logo Femestage. Dlaczego zdecydowała się Pani na ten, bądź co bądź, „komercyjny” koncept?
Pomysł na nową markę kiełkował w mojej głowie już od kilku lat. Mam swoja pierwszą ekskluzywną linię, ale jestem świadoma, że większości klientek na nią nie stać. Dlatego postanowiłam otworzyć sieć sklepów z moimi projektami dostępnymi na każdą kieszeń. Femestage to kulisy wielkiej mody dostępne dla każdej Polki. Otwieramy zarówno salony własne jak i franczyzowe.
Czy nie obawia się Pani jednak, że sieciówka w postaci marki Femestage obniży Pani prestiż wizerunku na międzynarodowym rynku mody?
Pomysł marki sieciowej jest niewątpliwie trafiony w dziesiątkę. Klientki z mniejszych miejscowości też chcą wyglądać modnie. Nowa marka to alternatywa dla drogich butików, która ma zaspokoić modowe potrzeby szerokiego grona odbiorców. Femestage to idealna propozycja dla tych kobiet, które szukają wielkiej mody za niewielkie pieniądze.
Jak odbiera ten pomysł środowisko, w którym Pani się porusza?
Komentarze, które do mnie napływają są jak najbardziej pozytywne, a potwierdza je ilość klientek na otwarciach salonów i pierwsze podsumowania sprzedaży.
Co Pani sądzi o coraz liczniejszych konceptach projektantów, którzy otwierają swoje butiki w galeriach i centrach handlowych? Pani zdaniem to odpowiednie lokalizacje dla ambitnych projektów modowych?
Każda lokalizacja jest dobra, jeśli koncept sam w sobie jest trafiony. W galeriach powstaje coraz więcej atelier, pracowni projektantów i ekskluzywnych marek. To naturalna kolej rzeczy, której nie uda się nam powstrzymać. Według mnie najważniejsza jest spójność pomiędzy charakterem galerii a lokalami, które się w niej znajdują.
Sukces, który Pani osiągnęła wielu osobom imponuje, ale jak wiadomo Polacy z natury są także zawistni. Jak radzi sobie Pani z tą ciemną stroną popularności?
Zazdrość i nienawiść zawsze będą towarzyszyć sukcesowi. Przyzwyczaiłam się już do negatywnych opinii i plotek na swój temat. Ludzie, którzy je kreują są bardzo nieszczęśliwi i żal mi ich. Nie przywiązuję wagi do „hejtów”, a na co dzień nie mam nawet czasu ich analizować.
A życie to według Pani bajka. To ciekawe, że nadała Pani tytuł swojej książce wbrew typowej postawie Polaka, który narzeka i widzi wszystko w czarnych barwach. To celowa prowokacja?
Oczywiście! To tytuł przewrotny. Kto przeczyta książkę zrozumie dlaczego właśnie tak ją nazwałam.
Mam jednak wrażenie, że premiera Pani książki i debiut konceptu Femestage na rynku w tym samym czasie nie jest przypadkiem. Mam rację?
W biznesie nie ma przypadków. Jedne wydarzenia przyciągają inne i to jest pożądane. Ostatni rok był dla mnie bardzo pracowity i właśnie te wydarzenia są jego owocem. Nie ukrywam, że to nie koniec niespodzianek z mojej strony, już niedługo kolejne bardzo interesujące wydarzenia.
W którym kierunku będzie Pani podążać – zamierza Pani skupić się na projektowaniu, czy może wdrożyć w życie kolejny koncept biznesowy?
Każdy artysta w swojej codziennej pracy dąży do perfekcji i ma potrzebę ustawicznego tworzenia. Zaliczam się do grupy osób, które nie potrafią spocząć na laurach i ciągle mają głowę pełną nowych pomysłów. W trakcie projektowania jednej kolekcji jestem już myślami z kolejną, muszę być przewidywalna, działać według planu i być konsekwentną, bo tego wymaga rynek modowy. Na razie nie zamierzam więc robić sobie żadnej przerwy. Mam dużo nowych pomysłów, ale pozwólcie że na razie pozostaną one moją słodką tajemnicą.