Amerykańska firma odzieżowa znana z kontrowersyjnych kampanii reklamowych już niedługo będzie musiała zamknąć dużą część sklepów. Dane z końca roku mówią o już drugim bankructwie w historii firmy.
„American Apparel nie będzie już dostępny on-line w Europie. „ - taki komunikat pojawia się na stronie firmy, która dotychczas obsługiwała rynek europejski. Firma już rok temu ogłosiła, że nie będzie w stanie dłużej utrzymać się na rynku a od listopada przeszła we władanie tymczasowego zarządu. Firma długo była synonimem amerykańskiej mody i to nie tylko w teorii – jako jedna z nielicznych szyła wszystkie swoje ubrania w Los Angeles a nie jak większość z konkurencji w tańszych krajach azjatyckich. Według The New York Times fabryka firmy była największym zakładem odzieżowym w całej Ameryce z ponad 4000 pracowników. Najwięcej, bo 168 sklepów marki, znajdowało się w USA, ale firma obecna była też m.in. w Meksyku, Izraelu, Chinach czy Australii. W Europie znajduje się ok. 50 sklepów, rozsianych głównie po centrach handlowych Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec.
Nie wiadomo jeszcze, jakie będą losy sklepów sieci. Według niektórych głosów wszystkie mają zostać zamknięte, bo ewentualni kupcy będą zainteresowani raczej samą marką i działem sprzedaży hurtowej. Pojawiają się jednak opinie z branży, według których to sklepy w dobrych lokalizacjach, wynajęte lub wykupione na dobrych warunkach i rozsiane po całym świecie, są największym atutem firmy. Według tych głosów część sklepów może ocaleć. Brytyjski magazyn Shopping Centre podaje jednak, że brytyjskie oddziały sieci (m. in. w centrum handlowym Westfield Stratford i Westfield London) raczej znikną.
Według agencji Bloomberg spora liczba problemów, jakie dotykają popularne niegdyś firmy odzieżowe w ostatnich miesiącach (dotyczy to trównież m.in. Quicksilver czy Marks & Spencer) wynika z tego, że dzisiejsi konsumenci coraz chętniej wydają pieniądze na nowe doświadczenia, technologie i rozrywkę a mniejszą niż wcześniej uwagę przywiązują do wydatków na odzież.