Do tej pory w cenę zagranicznego urlopu musieliśmy wliczać również rachunki za telefon i internet, które po krótkiej wycieczce mogły wynieść nawet kilkaset złotych. Od 15 czerwca opłaty roamingowe znikną w Europie.
Czy to możliwe, by za rozmowę w najdalszym zakątku Europy zapłacić tyle samo, co w Polsce? Tak, ale wciąż trzeba uważać na kilka haczyków. Zniesienie opłat dotyczy też internetu, ale nie na wszystkich promach. Niektóre z nich zarejestrowane są na pozaeuropejskich wyspach znanych z niskich podatków, przez co zdarza się, że płynąc ze Szkocji do Norwegii, płacimy za roaming tyle, ile wynosi stawka dla Panamy lub Gibraltaru. Poza tym na niektórych promach nie ma zasięgu wielu europejskich sieci, więc wciąż mogą one pobierać słone opłaty za korzystanie z ich sieci satelitarnej. Warto też uważać podczas dłuższych podróży. Aby uniknąć sytuacji, w której wszyscy europejscy abonenci przepiszą swoje telefony do najtańszego operatora w całej Europie, większość sieci wprowadziła ograniczenia czasowe dla bezpłatnego korzystania z roamingu za granicą. I tak z tanich połączeń naszej polskiej sieci powinniśmy skorzystać za granicą do dwóch miesięcy. Po tym czasie operator może zacząć naliczać dodatkowe opłaty.
Od operatora zależy też, które konkretnie kraje obejmie zmianami poza tymi, które znajdują się w Unii Europejskiej. Przykładowo jedna z popularnych sieci wyklucza Szwajcarię, inna również większość krajów bałkańskich.
Od 15 czerwca w większości krajów europejskich u operatorów jest taniej o 90%. Za minutę mogą oni pobierać opłatę 0,032 euro, a za SMS tylko 0,01 euro. Nie trzeba będzie też płacić za samo odebranie połączenia. Podobnie ma być z internetem, choć operatorzy zapowiadają, że raczej pojawią się limity ilości danych, jakie można wykorzystać poza Polską. Powodem są bardzo niskie koszty internetu w naszym kraju. Mimo wszystko nawet z opłatami będzie taniej, niż dotychczas, bo za 1 GB danych nie zapłacimy więcej, niż 7,7 euro (ok. 33 zł). Od stycznia 2018 stawka wyniesie 6 euro, a później ma nadal maleć.